Jak już napisałem w poprzednim poście YBR 125 cechuje niezawodność, uniwersalność i poręczność. Przejechane już ponad 6000 km pozwala na ten moment postawić tezę: technologicznie i pod względem jakości wykonania w Yamaszce nie ma się co zepsuć. Nawet łańcuch się nie chce wyciągnąć między przeglądami poza technologiczne zalecania. Skoro jakość wykonania jest bez zarzutu, to co jeszcze daje się powiedzieć o tym motorze po dziesiątkach godzin spędzonych na nim w różnych warunkach?
W kwestii uniwersalności
Co nieco napisałem już powyżej. Jeździł we wszelkich
dających się spotkać na drodze warunkach. Poza drogą na firmowych
oponach żadnych większych harców nie przewiduję, ale szlak
trawiasty, piaszczysty, szutrowy i asfaltowy pokonywała
niewzruszenie. Z uwagi na wąskie opony i nieco plastikowe gumy
chińskiej proweniencji motor nie czuje się zbyt dobrze na
głębszym sypkim lub błotnistym podłożu. Gumy sprawiają problem
już przy powierzchownym błocku, więc jeśli nie przepadamy za
szlifami w brei warto zachować ostrożność. Z lepszymi oponami na
pewno można by zaszaleć też w przystępniejszym terenie, bo
podwozie jest proste, dobrze zestrojone i przy stosunkowo wysokim
prześwicie daje sobie radę w przeróżnych warunkach.
Dlatego jeśli tylko zmienię kapcie lub trafię na odpowiedni tor
przeszkód, z chęcią stawię mu czoła a potem dokonam
stosownych uzupełnień w mojej ocenie tego modelu.
Motor najczęściej służył do dwu celów: podróży
do pracy via długą dojazdówkę, przedmieścia i zatłoczone
miasto, oraz wypraw na zakupy z obładowaniem bocznych toreb i
tylnego bagażnika, a czasem nawet tylnego siedzenia pasażera,
znacznie ponad dopuszczalne normy 5 km dla każdej z toreb. Te dwa
sposoby wykorzystania maszyny wybiły się na czoło, bo motor, przy
znośniej pogodzie, przejawiał tu wiele atutów, jakich
pozbawione jest auto. Brak kłopotów z parkowaniem, łatwość
w pokonywaniu korków i innych zatorów na drodze w
godzinach komunikacyjnego lub handlowego szczytu - nawet
dwukrotna wizyta w sklepie motorem okazywała się większą frajdą
niż jeden, frustrujący przejazd autem. Do pracy dystans około 45
km pokonywałem wolnej niż autem, ale szybciej niż środkami
publicznego transportu. Za to dzień z motorem to jakby wakacje w
środku tygodnia, więc tu też były pewne przewagi nad samochodem.
Tych jazd użytkowych było na tyle dużo, że przejażdżki bez celu i
pośpiechu, to była już bardzo smakowita, ale wisienka na
torcie.
Motor dość sprawnie, ale bez szaleństw, rozpędza się do
około 80 km/h. W zasadzie spod świateł spokojnie wyrwiemy na
czele kolumny aut i raczej zawali drogą nie będziemy. Te 80 km/h
spokojnie wystarcza na miasto, nawet takie z wyższymi limitami
prędkości. Pod miastem, spokojnie choć zależnie od
chwilowo-lokalnych warunków, rozpędzimy się do 90/95 km/h.
W sprzyjających okolicznościach, na względnie płaskim terenie,
daje się dojechać do około 105 km/h licznikowych (zawodnik wagi
ciężkiej blisko 90 kg), choć zwiększanie prędkości ponad 85-90
km/h to już podróż w nieskończoność. Chyba, że droga lekko
opada, bo wtedy ani się obejrzysz gdy 110 przekroczone a motor
wciąż daje dalej.
By osiągnąć te większe prędkości należy motor kręcić z
wysokich obrotów. Bo jeśli lekko pracujemy gazem potem nie
ma szans na wykręcenie na 5 biegu niczego ponad 80/85 km/h. Ale z
wysokich, na szybkiej drodze i właśnie przy lekkim zjeździe
wycisnąłem ponad 115 licznikowych km/h, sam nie wiem kiedy i jak
- bo na trasie działo się na prawdę dużo. Także na szybkich
prostych dość sprawnie dochodziłem do około 110 km/h. Jednak co
do zasady, realna prędkość podróżna na dłuższym dystansie
powinna oscylować wokół 75/85 km/h - toteż nie drogi
szybkie a lokalne, kręte i malownicze będą najlepszym
środowiskiem dla YBR na dłuższe przejażdżki. A te zamierzam
wypraktykować w tym sezonie.
Jest to zatem, w obliczu obecnego rozpoznania, doskonała
maszyna podmiejska, użytkowa i rozrywkowa. Spokojnie może robić
za mały transporter, a dnia następnego za dostarczyciela frajdy
na przejażdżce po drogach i wertepach. Do pracy i rodziny
dojedziemy w miarę sprawnie. Muszę przyznać, że YBR-ka zmieniła
moje spojrzenie na motocykl marzeń i na to czego oczekuję od
motoru. Wprawdzie wielu utrzymuje, że motor do wszystkiego nie
istnieje, ale z pewnością są motory o szerokim spektrum
możliwości i takie które zachwycają jedynie w jednym, dwu
wymiarach. YBR-ka wygrywa właśnie uniwersalnością w swojej
klasie. Chyba jedynie poważniejszy off-road jest poza jej
zasięgiem. Cała reszta stoi przed nami otworem.
I wreszcie o poręczności
YBR-ką w istocie do pewnego stopnia jeździ się jak rowerem.
Najlepiej spostrzec to, gdy kluczymy w korku lub wąską leśną
ścieżką z licznymi zakolami. Także w sytuacjach z pogranicza
przyczepności, trzeba dużego artyzmu, by zaliczyć szlifa.
Wystarczy bowiem lekkie odbicie z buta i odzyskujemy kontrolę nad
maszyną, która dopiero co zdawała tulić się do podłoża.
Warto bowiem wiedzieć, że na zimnym asfalcie utrata przyczepności
następuje bardzo szybko - wąskie, firmowe gumy mają tu swoje
ograniczenia. Zaliczyłem wiele takich, miej lub bardziej
niespodziewanych uślizgów i ani jednego szlifa, choć
bywało gorąco. W głębokim piachu też pływać będziemy bajecznie i
przy wyższej prędkości łatwo wylądować w glebie, bo w tych
warunkach strzał z buta nie jest tak efektywny jak przy twardym
podłożu, ale i tu udawało mi się, jak dotąd, zawsze
wyratować.
Przy tej okazji warto wspomnieć o hamulcach, które
wykonują swoją pracę przyzwoicie, choć bez fajerwerków. W
razie nagłego hamowania szybko zrozumiemy, że YBR-ka to nie
ścigacz z trzema tarczami. Z drugiej strony, w warunkach
normalnej jazdy, gdzie motocyklista myśli z wyprzedzeniem,
spełniają swoją funkcję wzorowo. Dozowalność przednich
zacisków jest znakomita i bez problemu zatrzymamy lub
spowolnimy maszynę tak, jak się nam zamarzy. Z kolei tylny bęben
w ruchu miejskim w zupełności wystarcza bez wsparcia przedniego
hamulca - okazał się dużo lepszy niż w moim egzemplarzu z jazd
doszkalających. Trzeba tylko uważać, bo brak wyczucia oznacza
natychmiastowe zblokowanie tylnego koła. Na śliskim asfalcie
należy zatem hamować z wyczuciem i wyprzedzeniem. Szarżowanie na
bagażnik puszkarza przed nami - zdecydowanie odradzam, bo gdy on
stanie w miejscy, my wciąż będziemy mieli sporo metrów do
wyhamowania. Próba brania świateł na późnym
żółtym, to emocje gwarantowane a niekoniecznie pożądane.
Więc sumiennie odradzam. Wypada też odnotować, że tylny bęben
skrzypi przy hamowaniu - jednym słowem czarownie jak na
dziadkowej WSK albo skrzypiącym nawet przy jeździe po prostej
Komarze. W Yamaszce skrzypienie to jest nie za głośne, występuje
też nie zawsze, tym niemniej przeważnie jest.
A zatem odnośnie poręczności. Jeśli ktoś nie jeździł
uprzednio motocyklem, chce wyrobić sobie prawidłowe odruchy i
przy tym nie zdemolować własnego motoru, z sobą przy okazji - to
myślę, że YBR-ka spełni jego oczekiwania. Do nauki jazdy to
motocykl z gatunku wymarzonych. A przy tym nie jest to nisko
zawieszony mini-chopper, po którym przesiadka na coś
wyższego oznaczać będzie serię gleb przy każdym głębszym złożeniu
w zakręcie. No i koszty takich lekcji są bajecznie niskie -
YBR125 to w budżecie domowym pozycja wręcz
zaniedbywalna.
Braki
Czego w YBR-ce nie ma? Z pewnością przesadnego lansu.
Zachwyt wzbudzimy jedynie wśród ortodoksyjnych wielbicieli
"japończyków", na których sam napis na spoilerach
oddziałuje hipnotyzująco. Są też ludzie, którym mimo swej
pospolitej powierzchowności YBR-ka podoba się najbardziej - ale
ci nie koniecznie lansu w niej szukają. Jeśli zaś ktoś szuka
przede wszystkim podziwu i zaciekawienia
przechodniów/kumpli - docelowo dziewczyn z osiedla, to na
rynku jest spory zastęp maszyn znacznie lepiej wypełniających tą
funkcję. Są motory dla wielbicieli futurystycznych mini-ścigaczy
bądź nakedów, jak i dla fanów klasyków
wszelkiej maści. Trzeba przyznać, że importerzy (co za szkoda, że
nie polscy producenci) wkładają dużo pracy w wynajdywanie
smakowitych kąsków zorientowanych na gusta konkretnych
grup klientów. Jest w czym przebierać i wybrzydzać - tu na
myśl mi przychodzi bajecznie dopracowana młodsza siostra YBR-ki z
serii nakedów MT.
Warto też pamiętać, że naśladownictwa, mniej lub bardziej
dosłowne, YBR-ki to oddzielny segment rynku motorowerów i
motocykli 125 cm3. Wszystkie one mają jedną zaletę - są tańsze, i
jedną istotną wadę - bazują na gaźnikach. Tu jednak,
podobnie jak w sprawie niezawodności maszyn i dostępności
serwisu, każdy sam musi rozważyć racje za i przeciw we własnym
sumieniu. Wchodząc w drugi sezon z moim ślicznym motorkiem mogę
powiedzieć, jedno - mam, co chciałem i się nie zawiodłem. A to
nie taka znowu pierwszyzna. Dlatego też życzę każdemu
motocykliście po zakupieniu wymarzonej maszyny, takich właśnie
odczuć i radości z codziennego obcowania ze zmaterializowanym
marzeniem.
Spalanie:
- średnie na dystansie około 4000 km - w sezonie
letnio-jesiennym z wieloma długimi przejazdami: 2,3 l na 100
km
- cząstkowe z dwu ostatnich tankowań na dystansach około 250
km w sezonie przedwiosennym: z raczej krótkimi wyjazdami:
2,5 l na 100 km oraz 2,29 l na 100 km - w tym drugim przypadku
zrobiło się cieplej a jeden z wyjazdów miał około 130
km.
Nie wiem co trzeba robić, by spalić tu 3 litry na sto, ale
jeśli mi się uda, to nie omieszkam się pochwalić.
Zasięg za to, z uwagi na kiepsko wyregulowany miernik
poziomu paliwa, wynosi około 300 km nim strzałka zbliży się do
rezerwy - co nie koniecznie oznacza, że w istocie się do niej
zbliżyliśmy, bo wystarczy dolać 5 litrów i znowu
wskazówka pokazuje pełny bak. Czyli, z jednym 5 litrowym
bukłakiem do rezerwy da radę przejechać jakieś 500-600 km, a i
tak powinno nam zostać 5 dodatkowych litrów w baku, na
których przy rozsądnej jeździe pokonamy 200
km.